Czasem myślom puszczam wodze
Gdy mnie żrą ich stada
Wieczorami w miasto chodzę
I do siebie gadam
O tej pani, która pana
Mocno za dłoń trzyma
Chociaż twarz jej zapłakana
A pod okiem siniak
O strojnisi, co na smyczy
Wlecze foksteriera
Choć foksterier się nabzdyczył
Jak jasna cholera
O żebraku spod kościoła
Którego już nie ma
O tak zwanym miłosierdziu
I podobnych ściemach
Gadam sobie i o tobie
Przyjacielu były
Zachowałeś się jak człowiek
Chłepcząc mi krew z żyły
Może czas już zrzucić togę
Myśli wyższych lotów
Wkurzę się i wam pomogę
Kopem z półobrotu.
Commenting expired for this item.
No comments