Language
Pan Talon i jego gadki
Authors: no_name, Wiatr_w_oczy,   ~agat, krater0, quasi | Year of Creation: 2016 | Published: 2016-10-28

Chociaż inaczej mam w dowodzie    
i choć nie jestem z tego rad,    
ksywy są teraz bardzo w modzie,  
więc Pan Talonem zwie mnie świat.   
Skąd taki pomysł? Kto i kiedy   
napytał mi w ten sposób biedy,    
nie jestem w stanie dociec już!   
Trzeba przywyknąć, no i cóż!    
Czy to z powodu moich gaci,   
którymi słuszny ściskam brzuch    
(pasiony - przyznam - furą kluch)?   
Czy że talony, jak zapłacił,    
zawsze ode mnie kupić mógł    
za PRL-u nawet wróg?    

Tego już nigdy się nie dowiem,    
a razem ze mną cały świat.    
I nawet nad tym się nie głowię,   
bo już straciłem tysiąc lat.   
Ważne, że biznes wciąż się kręci,    
handlują ze mną wszyscy święci,    
więc póki płacą, niech mnie zwą    
dokładnie tak, jak sobie chcą.    
Kawałek nieba sprzedam biesom,    
kawałek piekła Bogu dam,   
po czym u raju siądę bram,    
jako ten żebrak z pustą kiesą.    
Każdy za talon centa da,    
prześlizgnie się, i wszystko gra.    

Na przykład wczoraj chciwy anioł  
co zgubił znaczą część swych piór   
poderwać chciał do lotu panią    
i z nią przelecieć poza mur    
Lecz mury raju są wysokie   
i nie ma w nich broń Boże okien    
Jedyne wyjście na ten świat    
wiedzie przez bramę, gdziem ja siadł    
Anioł odpalić nie chciał doli    
więc dostał tylko z liścia w dziób    
po czym postawił oczy w słup    
bo tu jest raj, nie żaden Olimp!!!   
Nie wyjdzie stąd anielska brać    
chyba że ją na talon stać    

To było wczoraj, za to dzisiaj    
przybyło stado świętych krów,    
a każdej dzwon u szyi wisiał,    
lecz aureole zdjęły z głów.    
Czyli nie święte, myślę sobie,    
i pewnie dzisiaj znów zarobię!    
I znów talony pójdą w ruch,    
bym mógł kluchami napchać brzuch.    
Tymczasem bydło, jak to bydło    
nie zrozumiało, w czym jest rzecz    
dało w tył zwrot i całą wstecz,    
bucząc, że piekło mu obrzydło,    
lecz po winnego grona kiść    
za wszelką cenę nie chce iść.    

Z mojej cinkciarskiej perspektywy    
w bilansie dnia liczy się zysk.   
Może nie jestem sprawiedliwy,    
ale nikomu nie dam w pysk    
jeśli zapłaci ile trzeba   
za wstęp do raju, versus nieba.    
W sumie za kilka marnych stów    
mogłoby przejść to stado krów,    
gdyby nie to, że niczym osły    
zaparły się i ani rusz.    
I potępionych śladem dusz    
cwałem do piekła wprost poniosły   
dzwonów złoconych cały wór    
i aureole z białych piór.    

Tymczasem piekło śle pretensje    
i reklamacji rośnie stos.    
Już sam Lucyfer rzuca mięsem   
(i byłby trafił mnie o włos).    
Krowom też cudem się upiekło,    
choć z ich powodu cała wściekłość.    
Bydło jak bydło - głupa rżnie,    
a winą obarczono mnie.    
Że niby ja za drogo biorę,    
przez co się w piekle zrobił tłok    
i jak tak będzie cały rok,   
to się zatory zrobią spore.    
Ni wte, ni wewte, ani rusz,    
kary unikną setki dusz.    

Ale najgorsze stać się może,    
gdyby bez tlenu ogień zgasł    
i gdyby ostygł wielki rożen    
nawet na bardzo krótki czas.    
I mesydż został ustalony,    
że wszystko tylko przez talony,   
że talon to wcielenie zła    
a za złem owym stoję ja.    
Więc oczywistym się wydaje,    
że w interesie moim jest,    
by zdobyć się na drobny gest    
i rabat duszom dać przed rajem.    
Ta sztuczka stara jest jak świat:    
co włożysz w koszty - wyjmiesz z VAT.    

Wahałem się na wszystkie strony,    
jak w żuchwie trupa martwy ząb.    
Lucyfer srogo obrażony    
rad by mnie w piekła wciągnąć głąb.    
I nawet Bóg za diabłem stanął,   
bo choć upadły, to też anioł,    
a poza tym pustoszał raj    
więc huknął: Talon, weź, bez jaj!    
Zrób choć raz wreszcie coś dla sprawy,    
a nie, że kosisz tylko szmal!    
Fajkę pokoju ze mną spal    
i skończ szczeniackie swe zabawy.    
A jeśli nie, to jakem Bóg,    
wyrwę ci z dupy parę nóg!    

Groźba jest groźbą, a szmal szmalem    
w bramie usiądę i bez nóg    
Nie wyjdę gorzej na tym wcale    
bo będę wówczas żebrać mógł    
Żebraka każdy pożałuje    
nawet piekielnie wredne szuje    
I każdy rzuci grosz lub dwa    
jak bies pozwoli i Bóg da    
A w końcu czemu miałby nie dać    
skoro mieć w niebie komplet chce    
z miejscami w piekle bardzo źle    
a u mnie w domu wielka bieda    
Więc wykrzyknąłem "Nogi rwij    
i daruj mi żebraczy kij"    

Bóg wyrwał nogi, nie dał kija    
Co to za krętacz, mówię wam!  
Niby miał sprzyjać, lecz nie sprzyja.    
A już myślałem, że Go znam!   
Jednak Go nie znam i nie poznam,    
a moja wiara nieostrożna   
wpędziła mnie w ten trudny stan   
i nie dopuszcza dalszych zmian.   
Bez kija nigdzie się nie ruszę   
i choćbym miał se palnąć w łeb,    
mój z talonami sławny sklep    
już raz na zawsze zamknąć muszę.    
Więc i opowieść kończy się,    
i mówię wszystkim pa! Adieu!    
KONIEC 

If you liked, say thanks for author

Report a problem

Commenting expired for this item.

Comments

No comments

Author
  • Collaborative poems: 78
  • Translations: 0
  • Comments: 3
  • Last login: 2 years ago