W życiu człowieka jest taka chwila,
w której bezwiednie złapie bakcyla.
Włazi ten bakcyl bez mała
w boskie podczęsci ludzkiego ciała.
Tak wiec od wczoraj bakcyl jest w ruchu ,
leżę na boku ,leże na brzuchu
na plecach, głowie, rzęsach i uszach
Lecz bestia- wredna i nic jej nie wzrusza.
Mocno mną trzęsą rożne trzęsawki ,
a bakcyl nawet nie łapie czkawki.
Ostra gorączka trawi do granic
a Bakcyl twardy i ma mnie za nic
Choć się katuję wstrętnym syropem
Choć świństwa wącham raczę ukropem
Choć w siebie sypie witamin tony
Nadal dokucza gardziel zaogniony
Płukam go sola i parowki robie
Wcieram jakieś maści by przywrócić zdrowie
A okrutny bakcyl piszczy aż z radości
I z zamysłem dalej we mnie gniazdo mości
Tego roku bakcyl dziwnie jakiś silny
a do tego jeszcze nad wyraz rodzinny
Mnoży sie rozmnaża szybko- jak najęty
Wskakuje w rodzinę - mocno idzie w piety
Choć cierpię nieziemsko nie godzę się z klęską
I niezłomnie wierze w niezbite zwycięstwo
Ze kiedyś ,nadejdzie upragniona chwila
Gdy zbiorę się w sobie i bakcyl da dyla !
Commenting expired for this item.
No comments