w języku żyje nienawiść i miłość
poprzez rozmowę i słowa można zabić
widziałem dzisiaj ułomnych ludzi
którzy chcieli oznajmić światu że są
zaczepiali niewinnych ludzi i głośno krzyczeli
ich język był mową parcianą
a ja byłem tego języka częścią
kiedy wypowiedziałem te nieprzyjemne słowa
tamten biedak wahał się czy mnie zabić
w końcu wyszedł z autobusu i kulał
idąc szybko tam daleko ku swoim kolegom
którzy wygnali go z ich mrocznego państwa
więc pewnie zasadzą się na mnie
i wbiją nóż w plecy kosę między żebra
sprzedadzą więc pewnie będą mnie szukać
pęd pogodni mój pęd ucieczki i oglądanie się
za siebie czy przypadkiem ktoś mnie nie zabija
wczoraj mówiłem rzeczy ciemne
może nawet nieprzyzwoite przy stoliku
w ogródku ukrytym za knajpą głębokim wieczorem
z wolna wypełzał ze mnie mój mrok
porastałem mrokiem i tańczyłem po kamieniach
i w kurzu
dzisiaj więcej blasku i światła kiedy czytam
wiersze tego natchnionego mnicha z eremu
jego ciemność jest przecięta na pół z jednej połowy
wylewa się światło w drugiej kwitnie słodka ciemność
słodka ciemność w kwiatach i we krwi
o mało nie zostałem zabity nic w życiu
nie dzieje się przypadkowo kiedy umiera jeden poeta
drugi boi się o swoje życie a kiedy śmierć jest daleko
zostaje przywołana odległym echem teraźniejszych błędów
tak też mieszkają ze sobą w języku nadzieja wiara miłość
i nienawiść z nich zaś najbardziej przerażający jest strach
że kres jest tuż za furtą klasztoru
przecież pracujemy w języku
jak niestrudzone pszczoły
spijamy później nasz miód i nektar
jesteśmy owocem zasadzonym w ziemi
wydamy stokrotnie powiększony owoc
nasze rany nie będą oczywiste
krążyć będą między śmiercią a prześwitem
zawieszone jak oddychanie na cienkiej strunie
różnica między czytaniem gazety a jedzeniem śniadania
zawiera się w słowie które wydobywa się zewsząd
i prosi Boga o łaskę
przebaczenie Ty być może mnie ocalisz
jeśli masz siebie we mnie
a ja zostanę bezlistny
samotna sucha gałąź która pragnie wody
czy przebaczenie przyjdzie ja nie wiem
nic nie dzieje się bez przyczyny wydobywam
z otchłani swoje pantofle i buty
i klęczę przed tym co mnie przerasta
ja kosmaty mnich od złych myśli
pogromca ułomnych i słabych
czy do wszystkich przyjdzie zbawienie?
czy wszyscy otrzymamy łaskę?
czy umiemy przepraszać?
czy jesteśmy źli?
czy nigdy się nie poddamy?
czy jesteś echem dalekiego Boga?
czy nasza mowa jest rodem stamtąd?
czy posiadamy światło?
czy światło nami świeci?
czy jesteśmy światłem?
i czy stworzeniem również?
czy poprzez to i tamto a także wędrówki
w głąb i wszerz dalej możemy uznać
że jesteśmy i że pokazujemy się?
że nie zginiemy że jesteśmy coś warci?
jak w tym i tamtym dniu
jak echo które w nas kiełkuje
i nas spala i w nas brzmi i dudni
jak my sami zdradzeni
jeszcze nienarodzeni
łagodni
śpimy jak barany na łąkach i pastwiskach
i ten dzwoneczek przyzywający nas
do zagrody
Commenting expired for this item.
No comments