tkwi w ramie okna
jak na olejnym obrazie
z sercem rozpłaszczonym na szybie
uniesioną ręką żegna i wita
pachnie miłością
jest wiosną, latem, jesienną i zimą
jej wewnętrzny wzrok
przeszywa noc
czuwa, by na czas zasunąć kotary
nim naciągną duszące kłęby myśli
i horda ujadających wilków
wbija palce w zimne szkło
ryczy, jak lwica strzeżąca swego stada
nieraz nocą słona rzeka wsiąka
bezdźwięcznie w poduszkę
by rano mogli suchą nogą
przejść na drugi brzeg
a ona jak gdyby nigdy nic
przetrze zaparowane szyby
ustawi na parapecie doniczki
w których zakiełkują zieleń i tęcza
wpuści do środka pszeniczne słońce
pierzastą, cukrową watę marzeń
śmiech skowronków i podmuch nadziei
dźwięcznym głosem zanuci pieśń
jest nocą i dniem
pośrednikiem między niebem a ziemią
czujnym okiem ogarnia dom
gasi zbyt wielki płomień
otula kocem słów wszelki chłód
złotą nitką ceruje smutki
chochlą nakłada na talerz
błogie ciepło i czułość
pachnie życiem
Salomon z pustego nie naleje
a kobieta nieraz tak…
potrafi tańczyć
mimo iż dźwiga na ramieniu
pękaty dzban trosk
Commenting expired for this item.
No comments