"jesteśmy jak pokruszone muszle których nikt nie chce zabrać z plaży"
mówiłaś, malując paznokcie morskim lakierem
Bałtyk zmienia kolory zależnie od miejsca do którego przypływa
tak, nasze pęknięcia zapowiadają cichą katasrtofę
są jak rysy na średniowiecznym murze ze śladami wybuchów dwudziestego wieku
droga Effi, jesteśmy jak wyszczerbione filiżanki
rozdarcia chronią nas przed niedocenieniem-
wieczną zmarzliną którą wiele osób nosi w sobie
pasujemy do siebie jak kawałki rozbitej szyby
ostre krawędzie łączą nas a nie kaleczą
przepoławiają każde słowo by wydobyć z niego bursztyn
wysypać piasek z wieczornego szeptu
przyniesiony krajobraz zamieszać srebrną łyżeczką
dolać koniaku by smakował lepiej
zachodzisz we mnie tak jaskrawie
zasypiasz w gnieździe uwitym z chwilowego ciepła we dwoje
gdybyśmy mogli z niego zbudować dom z widokiem na latarnię
łatwiej udaje nam się wyłączyć godziny
ciężej wyjąć baterię z niepewności
jej tykanie zwabia obrazy które ukryliśmy najgłębiej
tak Effi, są w nas galerie groteski i makabry
wernisaże dla rozbitków z przeludnionych wysp
teraz siedzimy w koszu plażowym
mamy ten szumiący słony widok w którym moczymy stopy
chmury przeciekają przez palce
słońce w wodorostach z łuskami dorsza
nie będzie puenty która przypominałayby spacer po wydmach
epilog zamyka w kopercie i wysyła tam gdzie adresat nieznany
więc będzie uścisk na odległość
oddech który rozpala ogniska w zapomnianych dolinach
Commenting expired for this item.
No comments