~ POETA UMIERA STARANNIE ~ (1)
W amfiteatrze galaktyk spiralnych
Mgławicy Oriona ołowianego nieba
Żeglują obłoki nabrzmiałe…
Niczym grzeszni kroczą nowożeńcy
Niebrudne, nieczyste… niebiałe
Osuwają w niewidzialną głębię
W zaświaty drzew tysięcy
Za lasy skamieniałe…
Posłańcy… aniołów śmierci
Gdzieś w dali sięgają łona ziemi
Umierają… z uśmiechem na ustach
Ich flaga wichrem wojny targana
Wilgotna krwią brzemienna chusta
W dłoniach konającego żołnierza
Kir Nike ubłocony…
Sztandar białego rycerza
Na piedestale powiewa splamiony
I tylko białych gołębi milczące cienie
I ciche takty hymnu umierania
Wyciągam na nocy koc czarny
Harfie podobne ramiona
Już śmiertelne zawodzą organy
Piekielne klepsydry, zegary…
A chrome ramiona…
Jak kikuty rannego Kreona
Nie godne by w górę je wznosić
By wyżej się wspinać
O nieśmiertelność kamienną… fanfary
O sztandar mesjański upominać
Jak niewinny sumienia wyrzut
Nad przepaścią boleśnie wiszący…
W ułańskiej odwagi gondoli
Że żyję… gdy umarło już tylu…
Bezwolnie… powoli
W bólach o śmierć nieproszących
⊰Ҝற$⊱ ……………………………………………………… São Paulo 3O marca '89
Commenting expired for this item.
No comments