Chodzenie, marudzenie, psucie, snucie
to nie przystanki marzeń.
Znudzenia sznurek okręcił myśli ciało
gardło, kończyny, mnie całą.
Szczelnie nudą zawiniętą,
bez ruchu dla śmiechu obok gąsienicy położył.
Szło, bo iść musiało
dzień, tydzień, miesiące, okropną zimę, ukochane lato…
Samo unoszenie rzęs i spoglądanie na motyle
z zazdrością, podziwem?
Jak się sprawdzają heroiczne hasła?
Obudź swój romantyzm!
Znam tyle szczęśliwych trików
z odwagą sięgam po nie w snach…
W usta wrażliwości włożyli mi pistolet.
Mówiąc czego potrzebuję, czułam ucisk zależności.
Płacząc wiedziałam o samej sobie coraz mniej.
Plątają się myśli - powstaje supeł nie do przełknięcia.
Staje w gardle - krztuszę się wymówkami.
Dokąd brzdącem pochłoniętym beztroską?
Zrzucam poczwarkę antagonistki marzeń, będę prostować skrzydełka
do lotu na resztę życia spełniającego się marzenia.
Idylliczne westchnienie… Dolecę tam,
przysiądę wygodnie w cieple, jak lubię
będę popijać satysfakcję przegryzając rajskimi pocałunkami,
pod palmami…
Commenting expired for this item.
No comments