gdy umierałem tam wśród tchów
na sali poderżniętych
skostniałość ust łamałem kołem
naiwnych obietnic
chrypliwy bełkot obcych ciał
z poharataną szyją
rozpraszał mój samotny strach
czas w krople ból zawijał
trzy głosy starczy ponad plan
o dwa za dużo aby odejść
z obrosłych w piórka bladych ram
ktoś patrzył w moją stronę
choć dziś bez skrzydeł życie trwa
szczęście jest przy mnie blisko
gorące serca w tafli szkła
czuwają bym nie zginął
Commenting expired for this item.
No comments