jezioro błyszczy niczym tafla
księżyc przeciąga się w zadumie
nietoperz wisi brodzi czapla
obłok po niebie miękko sunie
wieczór różowo rozćwierkany
na lutniach grają leśne elfy
zmierzch się układa nisko a my
jemy wafelki
tak podgryzamy ręka w rękę
moja dłoń w twojej drży jak listek
bryza podwiewa mi sukienkę
myśli się kłębią oczywiste
nie będę wcinać wafli gdy tak
zalotnie skręca w las ta droga
prężę pierś niczym Afrodyta
bo krew nie woda
trącam cię lekko miękkim biodrem
wiatr nieco wzburzył lśniącą taflę
elfy zaczęły grać rapsodie
ja tak głęboko w oczy patrzę
czapla unosi dziób do góry
nietoperz zerka łypie bocian
mój ty kogucie złotopióry
weź mnie w paprociach
już w tych paprociach moszczę ciało
udrapowana á la nimfa
guziczek odpiął się nieśmiało
krew wrze jak w kotle cieknie ślinka
zaraz się stopię ledwo dyszę
mrówki wędrują w dół po nerkach
wyciągasz rękę i... cóż słyszę?
...może wafelka?
Commenting expired for this item.
No comments