Pomalutku,
po cichutku,
za karę,
stromym zboczem
kulę toczę
lat parę.
Ciąży kula,
cierpię w bólach
grzesznika.
Choć się sprężam
z rąk się ciężar
wymyka.
Cisza głucha,
kto wysłucha
mnie wreszcie?
Wszak z mozołem
śmierć zamknąłem
w areszcie!
Lecz bogowie
mając w głowie
plan mroczny
rzekli, że ów
czyn wśród grzechów
poboczny.
Śmierć się śmieje,
że nadzieję
mam jeszcze.
Mój czas stanął
i w nieznaną
wsiąkł przestrzeń.
Mogłem sobie
leżeć w grobie,
cholera.
Co za drwina
wciąż zaczynać
od zera.
Commenting expired for this item.
No comments