Nie wolno pisać długopisem,
strofuje mnie strażnik.
Nie ma pani ołówka?
Muszę poczekać, aż przyniesie mi
tani czarny ołówek z sieci sklepów,
odpowiednio zaostrzony.
Ołówek jest trwalszy, Vincencie?
Spada seledynowe niebo,
horyzont krzywi się,
zahacza o winnicę.
Vincent nieprzerwanie
układa spękane gonty,
żółte pustaki ciszy.
Można przepaść
w rwącej rzece cieni
gaju oliwnego.
Cóż to był za naiwny
pomysł, przyznaję,
zatrzymywać to długopisem.
Tylko czarnym ołówkiem
przekłuję, przedziurawię
śmierć.