w dzbanie roi się od powietrza
trawa wokół studni brzęczy słowami
światło wycieka ze strumieni kapie na skórę
zbliżasz się troskliwie z ręcznikami mchu
by osuszyć mi twarz zanim zawiniesz mnie
w miłosny całun traw
zanim rozsypie się pustynia ciała