Dry sticks, thorns, perhaps old cardboard: tinder.
The sky swelling from the east
was blatantly empty today.
I imagined Mexican cactuses
set out along the side of the road.
But there were no cactuses.
I didn’t have even a single matchbox
in case I needed to light a fire.
Perhaps I love you more than I like you,
I don’t really know how someone could like
sharp, protruding parts that shred
up his insides. Or else:
I like and respect you, but it would take
some kind of spiritual slip of the tongue
to ever trust you again.
Which I’m obviously just telling myself, because I will trust you
at once, and for all. So much of this dust
has gotten into the air filter:
it was supposed to be beige like the wall, but it’s slate
like the skin of a taciturn elephant,
all in the rumbles of the covered sea.
Transl. by Jennifer Croft
Suche patyki, ciernie, może stara tektura: podpałka.
Niebo narastające od wschodu
było dziś ostentacyjnie puste.
Wyobrażałem sobie, że wzdłuż drogi
stoją porozstawiane meksykańskie kaktusy.
Ale nie było żadnych kaktusów.
Nie miałem nawet kawałka draski,
żeby w nagłym przypadku rozniecić ogień.
Chyba bardziej cię kocham niż lubię,
nie wiem do końca, jak można lubić
ostre i wystające części, które mnie
krają od środka na paski. Albo inaczej:
lubię cię i szanuję, ale musiałbym przeżyć
jakieś chyba przejęzyczenie duchowe,
żeby jeszcze raz ci zaufać.
Co sobie oczywiście wmawiam, bo będę ci ufać
zaraz i zawsze. Tyle się tego pyłu
nawbijało do filtru powietrza:
miał być kremowy jak ściana, jest ciemnoszary
jak skóra nieodzywającego się słonia,
całego w pomrukach zakrytego morza.