Milosz Biedrzycki
I Don’t Know What to Say to You People

I don’t know what to say to you people.

This situation is not natural.

Nobody talks to each other this way in public.

The signs you see from a bus window at the stops are different

than what you see from a car. The skinny can’t fathom the fat,

their gasping for breath and their trouble finding clothes.

And by the time the great shrink back

there’ll be no trace left of the little.

Driving through a snowstorm, through a fog like through a tunnel,

making out the world through a huffed-off section of the glass.

Driving through a sandstorm swerving

across the parallel.

People don’t talk to each other this way. When they can,

they’re more inclined to clench their teeth on each other, or their arms, clothes, debts.

Driving down undulating sheets of rain

with a question mark instead of a head.

With the upside-down Spanish question mark

that opens the clause, a road in a tunnel of hard rime.

A period at the vanishing point of parallel lines—

 

Transl. by Jennifer Croft

Co ja mogę do państwa powiedzieć

Co ja mogę do państwa powiedzieć.

To nie jest naturalna sytuacja.

Ludzie w ten sposób nie rozmawiają ze sobą na ulicy.

Z okna autobusu widać inne napisy na przystanku,

z okna samochodu inne. Chudy grubego nie zrozumie,

jego zadyszki i kłopotów z kupowaniem ubrań.

A zanim wielki się obkurczy,

po małym nie zostanie śladu.

Jechać przez zadymkę, przez mgłę jak przez tunel,

wypatrywać świata w odchuchanym skrawku szyby.

Jechać przez burzę piaskową przewalającą się

w poprzek równoleżnika.

Ludzie tak do siebie nie mówią. Kiedy mają okazję,

raczej zaciskają na sobie zęby, ramiona, ubrania, należności.

Jechać przez faliste płachty deszczu

z pytajnikiem zamiast głowy.

Z hiszpańskim odwróconym pytajnikiem

otwierającym zdanie, drogę w tunelu z szadzi.

Z kropką w punkcie zbiegu równoległych linii –