M.K.
kartais iš lentynos išsitraukiu savo šešėlį
paglostau tavo suvargusią matinę sielą
viršelis švelnus kaip ruduo pakeliui į Miestą
dar nebuvau tavo meilė blogoji
kai kilpas statei mano rankoms laukiniams žvėreliams
išalkęs kaip sūnus palaidūnas Tėvo gailestingumo
buvau tau malda ir tarnaitė ir smilkalai amžini
stebuklinga žolė tavo sergančiai širdžiai
ne vienai nakčiai amžinybes ratams rugsėjo kvapai
ir atodūsiai tavo
pirštų jungtys ir liepsnojantis tango delnų
liemenys veido duobutės ir švelnūs pūkeliai
virš lūpų
tėvo verandoje patalais apkamšytas
ar užsidėjai tamsius akinius
dažydamas plunksną į lapkričio naktį
graviruodamas šypseną kreivą
gyvastį mano palaiko buvęs rugsėjis
šešėlis tau būsiu
blogai mylėjęs
M.K.
czasami wyjmuję z półki cień drzewa na oknie
głaszczę duszę twoją pod matową okładką książki
delikatna namiętność jak dłonie tamtego października
po drodze do Miasta
jeszcze nie byłam źle zakochana gdy zastawiałeś sidła
na moje ręce dzikie jak głodne zwierzątka
wciąż pochłaniałeś mnie całym sobą jak syn marnotrawny
miłosiedzie Ojca
byłam twą wiarą służebnicą twoją kadzidłem wiecznym
ziółkiem cudownym na twe chore serce
nie na noc jedną na życie całe zapachem jesieni
twoim oddechem
inne powody twe palce rozgrzane w taniec puściły
na górę cergową w kształcie młodej kobiety
opatulony pledem na werandzie ojca
czy założyłeś ciemne okulary
mocząc pióro w noc październikową z uśmiechem krzywym
grawerując słowa nazwisko dziwne imię jeszcze bardziej
żyję wspomnieniem i pamiętaniem
cieniem ci będę źle zakochanym
Tłum. autorki